„Tyle jest miast, tyle jest gwiazd,
Wszędzie znajdą cię piosnki tej słowa,
Idź w świat, gdzie chcesz;
Rób , co umiesz, jak wiesz,
Chcesz szczęśliwym być
– jedź do Lwowa!”
Marian Hemar, „Piosenka o Lwowie”
W wyjątkowym 2018 roku, w100. rocznicę odzyskania przez nasz kraj niepodległości Zarząd Stowarzyszenia Przyjaciół Szkół Katolickich zaprosił dyrektorów i pracowników prowadzonych przez siebie placówek w podróż do Lwowa i jego okolic – do tych dawnych, a obecnie utraconych polskich ziem, leżących na kresach Rzeczpospolitej, które obecnie nieczęsto się odwiedza, a które stanowią niezbywalną i trwałą część naszej historii, kultury i tradycji, po prostu – naszej tożsamości narodowej.
Tutaj urodziło się przecież lub mieszkało wielu wybitnych Polaków, wśród nich poetów i pisarzy (m.in. Aleksander Fredro, Jan Kasprowicz, Maria Konopnicka, Leopold Staff, Gabriela Zapolska, Kornel Makuszyński, Stanisław Lem, Zbigniew Herbert), artystów (np. Juliusz i Wojciech Kossakowie, Jan Styka, Artur Grottger, Wojciech Kilar,), twórców kultury (m.in. Ludwik Solski, Marian Hemar, Adam Hanuszkiewicz, Krystyna Fieldman, Witold Pyrkosz, Tadeusz Sygietyński, Halina Kunicka), ludzi nauki (np. Stefan Banach, Hugo Steinhaus, Ignacy Łukasiewicz, Juliusz Makarewicz, Ludwig Rydygier, Józef Ossoliński, Eugeniusz Romer, Rudolf Weigl) i czołowych postaci polskiej polityki (m.in. Ignacy Mościcki, Karol Szajnocha, Ignacy Jan Paderewski, Adam Sapieha, Władysław Sikorski, Edward Rydz- Śmigły, Kazimierz Sosnkowski). Stąd wywodzi się też wielu naszych bohaterów narodowych, których ze względu na liczbę po prostu nie sposób wymienić z nazwiska i to zarówno tych dawnych- pochodzących z czasów tworzenia się polskiej państwowości i walki o te ziemie z tatarską ordą, Rusinami, Mongołami, czy Szwedami, jak i późniejszych – z czasów powstań narodowych, I wojny światowej, porozbiorowej odbudowy państwa w czasach walk o jego scalenie i utrzymanie, a także tych bez mała współczesnych – z czasów II wojny światowej, bądź też ich potomków – zwykłych, prostych ludzi, którzy po wojnie zostali na tych ziemiach, a w swoich sercach czują się Polakami.
Nasza kresową pielgrzymkę rozpoczęliśmy 06.06.2018 r. Mszą św. sprawowaną w siedzibie SPSK, w kaplicy pw. Matki Bożej Niepokalanie Poczętej przez naszego opiekuna duchowego- ks. Marka Kundzicza, proboszcza Parafii św. Józefa w Częstochowie, który towarzyszył nam podczas całej naszej podróży. Stamtąd dwoma autokarami wyruszyliśmy na południowy wschód Polski, na przejścia graniczne w Budomierzu i Korczowej. Jeszcze w kraju, w autokarach dzięki sporej wiedzy z zakresu archeologii, geografii, historiografii, literatury i architektury kolegów- współuczestników naszego wyjazdu mogliśmy uzmysłowić sobie, jak wielką rolę odegrał Lwów i otaczające miasto ziemie Podola w historii i tradycji naszego narodu.
Po przekroczeniu granicy od razu zauważyliśmy, że jesteśmy na terytorium Ukrainy – ujrzeliśmy bowiem jakże piękne zielone, żyzne pola z ukwieconymi łąkami i rosnącym tutaj często przy drodze i na miedzach trującym barszczem Sosnkowskiego. Podziwianiu krajobrazów sprzyjała powolna jazda autokarów, które musiały przedzierać się przez dawno nieremontowane, szutrowe i zaopatrzone w liczne dziury miejscowe drogi.
Dopiero przed wjazdem do położonego w odległości 33 km od Lwowa Gródka Jagiellońskiego, który swą nazwę zawdzięcza faktowi, że właśnie tutaj zmarł król Polski Władysław Jagiełło, udało nam się wjechać na lepszą drogę, która zawiodła nas aż do obwodnicy Lwowa i położonej na jego obrzeżach wsi Basiwka, w której czekały na nas zamówiona wcześniej kolacja i nocleg w luksusowym hotelu.
Następnego dnia, 07.06.2018 r. wyruszyliśmy autokarami do Lwowa. Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy od założonego pod koniec XVIII w. Cmentarza Łyczakowskiego- jednej z najstarszych europejskich nekropolii, po której oprowadzał nas Pan Jakub – wspaniały przewodnik, mówiący czystym lwowskim bałakiem. Cmentarz ten położony jest we wschodniej części miasta, na malowniczych wzgórzach, wśród specjalnie zaprojektowanego, starego drzewostanu, tworzącego szereg alei. Cmentarz jest miejscem pochówku wielu zasłużonych dla Polski ludzi kultury, nauki i polityki. Nam udało się m.in. odwiedzić groby Marii Konopnickiej, Gabrieli Zapolskiej, Władysława Bełzy (autora wierszy patriotycznych, m.in. słynnego „Kto ty jesteś?”), gen. Juliusza Ordona, geniusza polskiej matematyki Stefana Banacha, Artura Grottgera, kompozytora Jana Galla czy króla polskiej nafty-Stanisława Szczepanowskiego. Wszystkich grobów znanych Polaków i tak nie udałby się nam nawiedzić, ponieważ cmentarz zajmuje teren ok. 40 ha, o obok powszechnie znanych i wybitnych osobistości znajdują się tu także groby naszych bohaterów narodowych- polskich żołnierzy, walczących w różnych okresach i w różnych częściach świata. Są tu powstańcy Kościuszki, żołnierze armii Napoleona, powstańcy listopadowi, styczniowi, bohaterowie z czasów I i II wojny światowej czy polegli w ostatniej wojnie z Rosją.
Zauważyć należy, że na Cmentarzu Łyczakowskim znajduje się wiele zabytkowych nagrobków o wysokiej wartości artystycznej, przedstawiających alegoryczne postaci i wizerunki zmarłych, a także liczne kaplice, kolumny i obeliski, w różnych stylach. .Nierzadko są one wykonane przez światowej sławy artystów rzeźbiarzy i stanowią znakomite dzieła, przepełnione symboliką religijną i mitologiczną. Cmentarz jest więc swoistą nekropolią i zarazem prawdziwą galerią sztuki.
Po wizycie na tej wspaniałej nekropolii udaliśmy się na położony nieopodal Cmentarz Orląt Lwowskich. Znajdują się na nim mogiły uczestników bitwy o Lwów, która miała miejsce w 1918 r., kiedy to po zakończeniu I wojny światowej i rozpadzie Austro- Węgier Ukraińcy chcieli przejąć władzę nad miastem. Wówczas we Lwowie stacjonowało kilka tysięcy żołnierzy tej narodowości, brak było natomiast polskich żołnierzy, wysłanych na dalsze odcinki frontu. Do obrony Lwowa stanęła więc przede wszystkim młodzież szkół powszechnych, gimnazjalnych i wyższych. Nekropolia nazywana jest Cmentarzem Orląt, gdyż spośród pochowanych tutaj prawie 3000 żołnierzy, większość (2640 osoby) stanowią Orlęta Lwowskie, czyli młodzież , która nie przekroczyła 25 roku życia.
Na cmentarzu tym, nazywanym przez Polaków Campo Santo (miejscem świętym) zapaliliśmy znicze, odśpiewaliśmy Rotę. Szczególne chwile przeżyliśmy nad grobami najmłodszych uczestników walk, w tym 14-letniego Jurka Bitschana, bohatera pieśni „Orlątko” oraz przy mogile Pięciu Nieznanych z Persenkówki (dzielnicy Lwowa), z których jeden w 1925 r. został zabrany do Warszawy, gdzie spoczywa w Grobie Nieznanego Żołnierza. Najbardziej poruszającym przeżyciem był dla nas jednak obecny widok Pomnika Chwały, który stanowił dawne wejście na cmentarz. Przed II wojną światową stały przed nim dwa lwy, z których pierwszy miał herb Lwowa i napis „Zawsze Wierny”, drugi zaś herb Rzeczypospolitej i napis „Tobie Polsko”. Niestety kolumnada w 1971 roku została zniszczona przez sowieckie czołgi, a lwy usunięto. Dopiero w 2015 r. lwy powróciły na swoje dawne miejsce, lecz obecnie są zasłonięte okropnymi, paździerzowymi płytami.
Po zwiedzeniu obu nekropolii pojechaliśmy na wnętrze kościoła ma piękny, barokowy wystrój, a sama świątynia pozostała, obok katedry lwowskiej, jedynym rzymskokatolickim kościołem lwowskim nieprzerwanie czynnym po 1945 do dnia dzisiejszego. W tym kościele w 1924 r. otrzymał chrzest Zbigniew Herbert.
Po Mszy św. udaliśmy się na obiad do polskiej restauracji przy ul. Ruskiej , a następnie zwiedziliśmy Lwowską Katedrę, zwaną tutaj w odróżnieniu od pozostałych Katedrą Łacińską, gdyż od XIV w. do 1945 r. Lwów był stolicą trzech metropolii katolickich: Kościoła Rzymskokatolickiego, Ormiańskiego i Grekokatolickiego, z których każdy miał tutaj swoją siedzibę arcybiskupią.
Katedra, a właściwie Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny we Lwowie (bo tak w istocie brzmi jej pełna nazwa) jest jednym z najstarszych zabytkowych kościołów Lwowa (obecnie większość z ponad 40 działających w mieście kościołów katolickich została zamieniona na cerkwie prawosławne, grekokatolickie, muzea, domy modlitwy innych wyznań, sale muzyki organowej itp.) Dla nas Polaków katedra stanowi szczególne miejsce, bo to tutaj 1 kwietnia 1656 r. złożył śluby lwowskie król Jan Kazimierz w czasie szwedzkiego potopu. Złożył je przed pochodzącym z XVI w. cudownym obrazem Matki Boskiej Łaskawej – „Ślicznej Gwiazdy miasta Lwowa”, który w XVIII w. został przez Kościół oficjalnie uznany za łaskami słynący, a w 2001 r. ukoronowany prze św. Jana Pawła II koronami papieskimi. W katedrze podziwialiśmy wielki , XVII -wieczny. ołtarz główny, przepiękne witraże w oknach, okalające boczne nawy liczne XVI, XVII i XVIII – wieczne kaplice. Najpiękniejsza z nich znajduje się jednak na zewnątrz, jest to Kaplica Boimow, a właściwie kaplica Trójcy Świętej i Męki Pańskiej – zabytkowa manierystyczna grobowa kaplica lwowskiej rodziny kupieckiej, której fundatorem był pochodzący z Transylwanii Jerzy Boim, kupiec i rajca miejski, sekretarz króla Stefana Batorego.
Po zwiedzeniu katedry spacerkiem udaliśmy się do jednego z najstarszych i najcenniejszych kościołów Lwowa- Katedry Ormiańskiej. Została ona wybudowana w II poł. XIV w. i do 1945 r. była katedrą katolicką obrządku ormiańskiego pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Po II wojnie światowej, wraz z przyłączeniem Lwowa do ZSRR i wprowadzeniem ustroju komunistycznego została zamknięta i przekazana na potrzeby Lwowskiej Galerii Obrazów jako magazyn. Prace renowacyjne w katedrze zostały przeprowadzone dopiero w latach 2006-2013 i dziś świątynia ta powróciła do swej dawnej świetności. Najbardziej niezwykłe w niej są wykonane w latach 1925- 27 malowidła ścienne Henryka Rosera, przedstawiające sceny biblijne, postaci świętych i aniołów i Kolejnym punktem naszego programu pielgrzymki po Lwowie była tego dnia krótka wizyta w Operze Lwowskiej. Mieliśmy szansę zobaczyć nie tylko jej przepiękną fasadę, ale także wejść do
środka, zwiedzić hol, salę lustrzaną i zakupić bilety wstępu na spektakl dnia następnego. Następnie udaliśmy się na balkon na I piętrze, skąd podziwialiśmy opuszczoną tego dnia z okazji wizyty księcia Luksemburga kurtynę Siemiradzkiego- jedną z trzech istniejących na świecie!
Po wizycie w operze autokarami udaliśmy się z powrotem do Basiwki, a po kolacji pożegnaliśmy ten dzień wspólnym śpiewaniem i pląsami przy ognisku.
Kolejny dzień (08.06.2018 r.) naszej pielgrzymki po Lwowie rozpoczęliśmy od zakupów w domu handlowym „Arsen”, a następnie autokarami wyruszyliśmy na Podole, do położonego w odległości 72 km od Lwowa książęcego miasta Oleska, znanego przede wszystkim z tego, że tutaj stoi jedna z najstarszych twierdz Ukrainy – pochodzący z I poł. XIV w. , jeszcze z czasów Rusi Kijowskiej książęcy zamek. W nim to w 1629 r. urodził się król Polski Jan III Sobieski. Zrodziła się wówczas legenda, że w godzinie jego narodzin nad zamkiem oleskim rozszalała się straszliwa nawałnica. Zapadł absolutny mrok, który rozświetlały tylko oślepiające błyskawice. Z nieba woda lała się strumieniami. Oszalałe ptaki zabijały się na szybach oświetlonych okien pałacu. A gdy nowo narodzonego chłopca położono na kamiennym stole w wyłożonej perłowymi marmurami łazience, stała się rzecz szokująca. Stół, jak gdyby trafiony piorunem, pękł na dwie części. Nie wiadomo, ile w tej legendzie prawdy, jednak faktem jest, że gdyby król Jan się nie narodził i nie zwyciężył Turków pod Wiedniem, zupełnie inaczej potoczyłyby się losy Europy i nasze własne. W przeszłości zamek przechodził burzliwe koleje losu. Trwały o niego zaciekłe walki pomiędzy Polakami a Litwinami, wiele ucierpiał od najazdów tatarskich, lecz największe zaniedbania spotkały zamek w czasach władzy radzieckiej. Wówczas to mieścił się tutaj magazyn wojskowy, a potem szkoła rolnicza dla kobiet. Obecnie w zamku mieści się muzeum, w którym można zobaczyć m.in. wiele ukraińskich ikon, drewniane rzeźby, marmurowe popiersie królowej Barbary Radziwiłłówny, portrety królów, książąt i magnatów polskich oraz ogromnych rozmiarów obraz „Bitwa pod Wiedniem” z Kolegiaty w Żółkwi. Znajduje się tam także unikalna kolekcja utworów Jana Pinzla, zachodnioeuropejskie gobeliny w duchu baroku i manieryzmu, oryginalne meble z XII-XVIII w. i wiele innych zabytków historycznych.
Kolejnym punktem naszej pielgrzymki na Kresy była położona w niedalekiej odległości od Oleska miejscowość Podhorce, w której znajduje się wzniesiony w I poł. XVII w. dla hetmana Stanisława Koniecpolskiego ogromny pałac, stojący na krawędzi wzniesienia, u stóp doliny Styru. W przeszłości rezydencja ta, otoczona słynnymi winnicami, musiała być niezwykłym miejscem. Niestety po II wojnie św. pałac został całkowicie rozgrabiony, popadł w ruinę i można go podziwiać tylko z zewnątrz. Cześć bogatych zbiorów jednak przetrwała i obecnie znajduje się na drugiej stronie globu, w Sao Paulo, gdzie została z nich utworzona fundacja kulturalna. Jak się dowiedzieliśmy, to tutaj był kręcony film „Potop”. Podczas oglądania zespołu pałacowego zastanawialiśmy się, czy fizycznie istnieje możliwość jego odnowy, gdyby jakimś cudem udało się tego dokonać, na pewno powstałaby istna perełka, zachwycająca całą Europę. Naprzeciwko pałacu zobaczyliśmy budowlę, której widok bardzo nas zaskoczył przy wjeździe do tej niewielkiej miejscowości. Jest to ogromny kościół, który z pewnością bardziej pasowałby do Rzymu, a nie do małej, niepozornej wioseczki, ukrytej wśród podolańskiej zieleni. Kościół w przeszłości pałacowy, obecnie parafialny, jak się później dowiedzieliśmy, pw. św. Józefa, został wybudowany na zamówienie właściciela pałacu – Wacława Rzewuskiego. Jego architekt, Romanus spełnił wizję fundatora, który chciał mieć w Podhorcach kopię słynnej „Basilica di Superga”, znajdującej się w Turynie we Włoszech. Zarówno wnętrze, jak i sama fasada i w ogóle założenie architektoniczne kościoła zrobiły na nas ogromne wrażenie.
W dodatku stoi przy nim kolumna przypominająca słynną warszawską Kolumnę Zygmunta.
Po przyjeździe do Lwowa udaliśmy się ponownie do Katedry Łacińskiej, gdzie uczestniczyliśmy w sprawowanej tam Eucharystii, a następnie szybkim krokiem w strugach ulewnego deszczu dotarliśmy do Opery Lwowskiej na spektakl pt. „Don Pasquale”. Po jego obejrzeniu przemoknięci, lecz pełni artystycznych wrażeń udaliśmy się na powrót do hotelu.
Ostatni dzień naszej pielgrzymki , 09.06.2018 r. poświęciliśmy na zwiedzanie Żółkwi .Było to prywatne miasto szlacheckie, położone nad rzeką Świną, około 35 km od granicy z Polską. Żółkiew została założona pod koniec XVI w. przez hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego, na planie nieregularnego pięcioboku z zamkiem oraz rynkiem i przylegającą do niego kolegiatą. Żółkiew była więc rodową siedzibą Żółkiewskich, a następnie Sobieskich. Król Jan III Sobieski umocnił miasto -w przeszłości było ono otoczone murami obronnymi, z których część zachowała się do dziś oraz wspaniale je udekorował w stylu barokowym. To tutaj król przywoził swoje liczne wojenne trofea.
Wjeżdżając do miasta od razu zauważyliśmy zamek, którego fasada sprawia wrażenie tylko powierzchownie wyremontowanej. Szkoda, że wnętrza nadal nie są odnowione. A przecież zamek był ulubioną rezydencją króla Jana, w której wraz z ukochaną małżonką spędził najwięcej czasu. To tutaj oficjalnie świętowano zwycięstwo pod Wiedniem! Patrząc na zamek z zewnątrz i na jego nieuporządkowany dziedziniec, ciężko sobie wyobrazić elitę Rzeczypospolitej świętującą tutaj obronę chrześcijańskiej Europy.
Naprzeciw zamku trudno nie zauważyć potężnej Kolegiaty św. Wawrzyńca. Obecnie kościół jest odnowiony i odmalowany, liczne zdobienia i posadzki dobrze utrzymane. Tutaj również wraz z innymi pielgrzymami z Polski uczestniczyliśmy we Mszy św. Po Eucharystii zwiedzaliśmy podziemne krypty, w których m.in. znajduje się grobowiec hetmana Stanisława Żółkiewskiego, a od miejscowego proboszcza dowiedzieliśmy się, że do 1939 r. wysokie ściany kolegiaty wypełniały ogromne malowidła batalistyczne, przedstawiające największe zwycięskie bitwy króla Jana III Sobieskiego i jego pradziada Stanisława Żółkiewskiego: „Bitwa pod Chocimiem”, „Bitwa pod Kłuszynem”, „Bitwa pod Wiedniem”, „Bitwa pod Parkanami”. Obrazy te w czasie wojny. zostały zagrabione i dopiero w 2007r. dwa z nich przyjechały do Warszawy. Strona polska sfinansowała ich renowację. Malowidła po powrocie nie trafiły jednak do Kolegiaty św. Wawrzyńca w Żółkwi, a znalazły się: „Bitwa pod Parkanami” na zamku w Złoczowie, a Bitwa pod Wiedniem na zamku w Olesku. Niestety miejsca te nie były przystosowane do swobodnej ekspozycji obrazów o tak dużych wymiarach (ponad 8x8m), dlatego zostały one pomniejszone (z każdego z nich odcięto ok. 15 m2 ). Jako że obrazy zostały powieszone w za małych pomieszczeniach, stojąc pod jednym z nich na zamku w Olesku, nie byliśmy w stanie ogarnąć całości.
Kawą na żółkiewskim rynku zakończyliśmy naszą pielgrzymkę po Lwowie i Podolu. Z sentymentem wspominać będziemy te pełne historycznych pamiątek jakże piękne, utracone polskie ziemie. Nasz pobyt we Lwowie pozostawił w naszych sercach pewien niedosyt, gdyż ze względu krótki czas nie mogliśmy wielu wspaniałych i niezwykłych miejsc w nim zobaczyć. Jednak jak śpiewają do dziś lwowianie, którzy 1945 r. musieli opuścić swoją mała ojczyznę:
„(…)Może uda si, że powrócę zdrów i zobaczę miasto Lwów!”
I dalej:
„Słychać gwizd lokomotywy, Boże, powrót daj szczęśliwy!
Boże, pozwól mi dożyć chwili tej, bym do Polski wrócił swej!”